Wiadomości

Joanna Dolecka
30 Wrz 2022

Miał dwa cele, chciał wyjść z bezdomności i zamieszkać z synem. Ile trzeba z siebie dać, żeby zmienić wszystko

Tomasz Hinz z synem Sewerynem (fot: arch. Tomasza Hinza) Tomasz Hinz z synem Sewerynem (fot: arch. Tomasza Hinza)

Można odzyskać syna i wyjść po latach z kryzysu bezdomności. Da się uwierzyć w siebie na tyle, żeby dostrzec w ogłoszeniu znalezionym przy ulicy szansę na pracę. I zmienić się z introwertyka w introwertyka umiarkowanego też można. Tylko trzeba zdać sobie sprawę, że to dzięki współpracy zmienia się rzeczy mozolnie trudne.

Hasło: WspółpracujeMY, Miejsce: Grudziądzka 36, Chełmiński Inkubator Organizacji Pozarządowych.

"Miałem dwa cele, chciałem wyjść z tej bezdomności i zamieszkać z synem"

Pan Tomasz ma 52 lata. Jest pełen energii. Za jednym zamachem chciałby opowiedzieć o całym swoim życiu, mówi o błędach. Chwali się sukcesami, ma plany. Przez ostatnie 10 lat był bez domu. Wiele razy podkreśla, że chciał zamieszkać z synem.

Jak to z panem było?

- Założyłem rodzinę, pracowałem za granicą. Syn został z mamą, a ona związała się z innym człowiekiem. Z boku widziałem, że synowi dzieje się krzywda. Kontakt zawsze mieliśmy, bo dużo zawsze rozmawialiśmy, a rozmowa to dla mnie podstawa.

Pamiętam, że w 2010 roku wyjechałem do Bułgarii, zjechałem, z mojej firmy wszyscy pojechali do Niemiec, a ja się rozsypałem. Byłem wtedy związany z pewną kobietą, to się nie udało, do tego Seweryn. Rozsypałem się.

Trafił pan na ulicę?

- Wtedy stałem się osobą bezdomną. Niewiele mogłem. Trafiłem do ośrodka w Chełmży [schronisko z usługami opiekuńczymi dla osób bezdomnych - red.]

Na długo?

- Na prawie 10 lat. Nawarstwiło się tyle, za dużo, żeby wyjść. Ale powiem pani, że szkoda mi tego czasu.

Dziś ma pan za sobą najgorszy kryzys.

- Zadzwoniła do mnie kierowniczka MOPS-u w Chełmnie i pyta, czy nie chcę wziąć udziału w projekcie, w którym jest szansa na mieszkanie. Powiedziałem, że tak. Syn był wtedy w DPS-ie w Toruniu. Miałem z nim kontakt, jeździłem do niego, widziałem, jak cierpi. Pamiętam, że miałem dwa cele: żeby wyjść z tej bezdomności i z DPS-u wydostać syna (dwa lata tam był). Chociaż pamiętam, że mówili mi, żebym się na nim nie skupiał. Teraz pracuję, mam mieszkanie i syna. To Seweryn był bodźcem.

Opowiada, że w projekcie było wsparcie specjalistów, ale za bardzo go nie potrzebował. Nie pił, ma fach w ręku (jest elektrykiem, pracował w budowlance). Ciągle podkreśla, że miał cele i to było najważniejsze. Trudno mu przyznać, że jednak czegoś potrzebował.
Jak się wam teraz żyje razem?

- Syn miał postawioną diagnozę w wieku 3 lat - schizofrenia. Bierze leki, prowadzi go pani psycholog. Ma 26 lat. Podobnej muzy słuchamy. Od poezji śpiewanej, po ciężki metal. Kiedyś to tylko metalu słuchałem, ale uważam, że jak ktoś w jedno się zagłębi, obojętnie w co - czy to wiara, czy muzyka, to jest złe. Dużo z Sewerynem rozmawiamy. Świetnie funkcjonuje, po zakupy chodzi. Uczę go życia, odpowiedzialności. Jest już na tyle silny, że mówi: już nigdy nie pozwolę się skrzywdzić. A ja mu mówię, że możemy mamie pomóc, ale to daleka droga, musi najpierw sama chcieć . Relację z synem mamy super, odżył, najchętniej by ze mną do pracy poszedł.

Pracuje pan teraz.

- W FAM-ie [FAM-Technika Odlewnicza Sp. z o.o. w Chełmnie - red.], ale będę zmieniał. Będę pracował w kablówce. Znam się na tym i jest kontakt z ludźmi, a ja to uwielbiam.

Nie jest tak, że musiał pan zacząć współpracować z ludźmi, żeby to wszystko się zmieniło?

- Ciężko było się wydostać z tego wszystkiego. No może nie ciężko, bo jak człowiek by chciał, toby odszedł. Staż mi załatwili i mieszkanie, ale mnie pilnować nie było trzeba. Ja problemu alkoholowego nie miałem. Nigdy. Pomyślałem kiedyś, że nigdy nie będę taki jak ojciec.

Ja chyba chciałem od razu wszystko, mieszkanie, pracę, syna, a się okazało, że muszę ten cały cykl przejść. Po kolei cały ten proces.

Razem słuchamy muzyki. Świetnie się dogadujemy - mówi Tomasz Hinz. Na zdjęciu z synem Sewerynem (fot: arch. Tomasza Hinza)

"Zależało mi, by wejść w ten rytm pracy, żeby móc iść do pracy"

Pani Andżelika ma 35 lat, 14-letniego syna i narzeczonego. Mieszka z rodzicami, bo reszta rodzeństwa rozjechała się po świecie, a ktoś musi w domu zostać. Pewna i jednocześnie niepewna siebie. Sama mówi, że była na drodze do wykluczenia społecznego.

Skąd się pani wzięła we WspółpracujeMY?

- Trafiłam do projektu przypadkowo. Michał - coach, roznosił ulotki związane z projektem, wzięłam, przeczytałam i pomyślałam: "może pójdę". Z dozą niepewności, bo brałam udział kiedyś w projekcie, ale nie był tak udany. W tamtej chwili nie pracowałam, czasami zdarzało mi się na umowę-zlecenie, ale z orzeczeniem o niepełnosprawności trudno jest znaleźć coś na dłużej.

Orzeczenie ma ze względu na przewlekłą chorobę. Jej nazwę wypowiada cicho i ukradkiem, jakby nie chciała się tym dzielić. Opowiada, że w pewnym momencie choroba wycięła jej trzy lata z życia. Pierwsze objawy przyszły w pracy. Teraz nie może pracować fizycznie, a w mieście tylko sprzątanie i ochrona, dla ludzi z orzeczeniem. Skończyła technikum ekonomii, zrobiła technika administracji.

Zapisała się pani.

- Zapisałam siebie i narzeczonego. On jest zadowolony. Po zakończeniu projektu pracuje, a ja nawet po drodze w biurze odbyłam praktyki zawodowe. Po prostu wzięłam się za siebie, dużo dały rozmowy z coachem. Ja niby jestem wygadaną osobą, ale też ktoś musi mnie motywować, dać kopniaka, bo nieraz człowiek siedzi w domu i myśli, że do niczego się nie nadaje.

A przyszedł taki moment?

- Było kilka momentów. Jak chciałam zrezygnować z pracy albo jak pracy nie było i nikt nie odpowiadał na moje CV. Myślałam: na pewno nikt mnie nie przyjmie do pracy.

Jak wyglądała droga do pewności?

- Spotkanie z psychologiem, zajęcia z doradcą, testy osobowości. Podejrzewałam, że mam silną osobowość, w teście to wyszło. Zaproponowano mi staż, miałam pracować przy projekcie w biurze. Myślę: ja w biurze, gdzie ludzie przychodzą. Ja, człowiek, który siedział w domu, miałam wyjść nagle do ludzi i mieć z nimi bardzo intensywny kontakt. Na początku, jak ktoś przychodził do kogoś z zespołu, to wychodziłam, miałam w sobie coś takiego: że ja nie powinnam tego słuchać, byłam zamknięta w sobie. Ale usłyszałam od szefowej projektu Moniki, że mam nie wychodzić.
Opowiada, że w poprzednim projekcie była na stażu 5 miesięcy i nie nauczyła się niczego, prócz wypisywania kopert. A tu, podczas 3 miesięcy, dowiedziała się jak funkcjonują projekty unijne, jak się je rozlicza. Z wdzięcznością opowiada o tym, jak z wyglądała projektowa współpraca. Jakby zakodowane miała jednak, że to coś nadto, coś podarowanego.

- I jeszcze to, że Monika miała do mnie cierpliwość. Ja, jeżeli mam pierwszy raz z czymś styczność, potrafię pytać po kilka razy. I też, co mi się podobało, jak zrobiłam zadanie i chciałam zapytać, czy jest dobrze, to nie było tak, że "później sprawdzę, teraz nie mam czasu", była reakcja od razu. Z czasem popełniałam coraz mniej błędów. Z czasem ich nie było wcale. Potrzebna jest taka pełna współpraca. Nie czułam się osobną częścią, ale członkiem zespołu, mimo że tylko byłam na stażu - mówi.

A co teraz z pracą? - opowiada z delikatnym, ale jednak entuzjazmem, widać, że jest z siebie dumna.

- Teraz pracuję , zupełnie od niedawna, w prywatnej firmie, to praca biurowa.

Sama pani ją znalazła?

- To było przypadkowo. Przechodziłam, widziałam kartkę. Nie chodzę tamtędy, ale poszłam i wisiała kartka. Jestem otwartą osobą, ale się wstydzę, i mimo że stałam tam obok, to zadzwoniłam zapytać, czy mogę wysłać CV. Usłyszałam "poproszę na maila" i już byłam szczęśliwa, że nie muszę wchodzić.

Ale poszła pani.

- Ja mogę nawet o godz. 20 napisać do Moniki, że mam z czymś problem. Napisałam do niej, że się boję i chyba się poddam, to przysłała mi wiadomość głosową: "Andżelika, Ty się poddasz? Ja w Ciebie wierzę". To fajne wsparcie, mimo że staż już się wtedy zakończył.

Projekt pomógł?

Projekt daje systematyczność. Jak człowiek siedzi w domu, to nie ma tej systematyczności. Rano wstawałam, robiłam dziecku śniadanie i potrafiłam cały dzień przeleżeć, bo mi się nie chciało nic. A tu do pracy chciało się iść, nieraz byłam 10-15 minut przed czasem i czekałam, bo mi się bardzo podobało. Staż skończyłam z końcem czerwca, a i tak przychodziłam lipiec, sierpień, podglądałam, może coś pomóc. Zależało mi na nauczeniu się czegoś i na tym, żeby wejść w ten rytm pracy, żeby móc iść do pracy.

Pani Andżelika z synem Szymonem i narzeczonym Piotrem (fot: arch. pani Andżeliki)

"Nadal za tym nie szaleję, ale wiem, że kontakty z ludźmi są potrzebne"

Pan Szymon ma 21 lat. Zdał maturę, przyszła pandemia. Kiepski czas na szukanie pierwszej pracy dla człowieka bez zawodowego doświadczenia w małym Chełmnie. Gdyby nie WspółpracujeMY, być może do dziś siedziałby na domowej kanapie i robił studia online. Z ludźmi by nie rozmawiał.

- Projekt mnie uratował, rok temu bym tak nie rozmawiał na pewno, tak otwarcie - mówi.

Jak pan tu trafił?

- Przyprowadzili mnie - śmieje się i cały czas odpina, i zapina bransoletę zegarka (po jakimś czasie przestanie). - Kuzynka zna doradcę zawodowego i mi zaproponowała.

Jakie były początki?

- Ja mam taki charakter, silny introwertyk - przyznaje bez żadnego wyrzutu. - Ciężko było ode mnie wyciągnąć jakieś słowo. Najpierw były monologi doradcy zawodowego, później coraz bardziej wyciągał coś ze mnie. Ale zaczęliśmy od aktywizacji społecznej, od spotkań z ludźmi. Rozmawialiśmy, poznawaliśmy się ze sobą, czasem wyszliśmy gdzieś, trochę się otworzyłem. Trafiłem na staż, najpierw na 3 miesiące, później na kolejne, w sumie 10 miesięcy. Do biura obok projektu, ale cały czas w kamienicy.
Z dumą opowiada, że poznał wszystko z dwóch stron, jako uczestnik i pracownik projektu.

Jak było?

- Musieli mnie złamać.

Co złamać?

- Ten opór to strach, to moje pierwsze doświadczenie zawodowe. Każdy, jak do pierwszej pracy przychodzi, to się boi. A później aż się chciało tu być, bo jak umowa mi się skończyła, to przychodziłem pomóc. Pamiętam, jak byłem na początku wystraszony, jak miałem pójść coś załatwić na poczcie czy w urzędzie. Podczas drugiego stażu trochę więcej zarządzałem. Byłem też pierwszym kontaktem dla ludzi, którzy przychodzili do kamienicy.

To na strzał pana wystawili, a miał pan momenty: czego oni ode mnie chcą?

- Cały czas mam, tego się nie da całkowicie wyzbyć, ale już coraz lepiej sobie z tym radzę, po prostu trzeba.

Podczas WspółpracujeMY powstały dwa ogrody społeczne dla mieszkańców miasta. Cel (prócz praktycznego dla Chełmna) to budowanie odpowiedzialności społecznej u członków projektu.

Praca na rzecz innych jest ważna?

- Ogromnie.

Coś daje praca bez pieniędzy?

- Zawsze coś daje wyjście i poznawanie nowych ludzi. Takie przełamanie ma ogromne znaczenie. Kilka godzin można porobić dla społeczności. Trzeba być przede wszystkim człowiekiem. Na stażu się pracowało i za to były pieniądze.

W kamienicy przy ul. Grudziądzkiej 36 w pierwszych dniach po wybuchu wojny w Ukrainie trwała zbiórka darów.

A transport do Ukrainy?

- Tak, mocno się zaangażowałem, od godz. 7 do 19 pracowaliśmy, ale trzeba było pomóc. Wydaje mi się, że to miejsce to jest ośrodek do tego właśnie stworzony.

Współpraca ma sens.

- Nie tylko ma sens, ale jest potrzebna do pracy po prostu, ktoś kiedyś powiedział, że dwa plus dwa jest większe niż 5, czyli jak osoby ze sobą współpracują, to efekt będzie lepszy, niż jakby miały robić to samo, ale osobno. Na studiach słyszałem o tej zasadzie. Myślę, że się sprawdza. Ktoś ma takie pomysły, ktoś takie, jak się nimi ludzie podzielą, to można zrobić więcej. Na pewno przy zbiórce to się sprawdziło, ale i przy pracy z każdym z uczestników projektu. Moment współpracy musi istnieć, bo inaczej nic nie działa; jak się tobie noga powinie, to ktoś ci pomoże. Jak ciebie zabraknie, a z kimś współpracowałeś, to ten ktoś wie, co robić. Bez współpracy nie da się robić projektów unijnych.

Studiuje pan?

- Studiuję prawo w biznesie, zaocznie (na dzienne się nie dostałem), od razu po maturze zacząłem historię, ale zrezygnowałem.

Projekt się skończył, staże się skończyły.

- Teraz szukam pracy, jestem zarejestrowany, może będzie jakiś staż w urzędzie miasta, czekam na sygnał. Robię prawo jazdy z projektu. Przez ostatni rok się dużo nauczyłem i teraz najbardziej mi przeszkadza, że muszę wracać do siedzenia w domu. Od samego początku myślałem, że chcę pracować w administracji, a teraz, po stażach, jeszcze bardziej tego chcę, to była dla mnie idealna praca. Głównie przy papierkach i przed monitorem, ale też był kontakt z ludźmi.
Nadal nie szaleje pan za ludźmi.

- Nie szaleję, ale wiem że kontakty z ludźmi są potrzebne.

Czyli nie zraził się pan pierwszą pracą?

- Tylko się zachęciłem, lepszej pracy nie mogłem sobie wymarzyć, a tym bardziej lepszej szefowej. Ja się pracować nauczyłem. Wcześniej nie wiedziałem, co robić, jak się ubrać do pracy, jak się zachowywać, jak odzywać do ludzi: pan, pani? A teraz to po imieniu nawet do każdego. Na mnie bardziej działają ludzie niż to, jakie mam obowiązki wykonywać.

A indywidualne znajomości, przyjaźnie?

- Myślę, że każdy z każdym tu się przyjaźni, jak nam się umowy stażowe skończyły, to każdy przychodził i pomagał, jak było trzeba. Czasem, jak o godz. 20 trzeba było interweniować, to ten, kto był na miejscu, działał, żeby pomagać ludziom. Nie można być w pracy od tej do tej. Trzeba być cały czas dostępnym, szczególnie dla bezdomnych, którzy potrzebowali pomocy, w szerokim zakresie. W polskim prawie jest tak, że ludzie, np. bezdomni, dostają pieniądze i mają zrobić z tym, co chcą, a to nie na tym polega. Oni muszą mieć dostęp do ekspertów, trzeba ich uczyć, jak wyjść z tego kryzysu.

Ludzie potrzebują ludzi.

- Jak ludzie idą ulicą i widzą bezdomnego, to myślą "nie zbliżamy się". A gdyby traktować ich jak każdego innego, toby nie upadali tak bardzo. Tu w projekcie, zawsze ktoś dla nich był dostępny. Na początku brudni, nie zawsze trzeźwi, ale z czasem widać było poprawę, szczególnie wśród tych, którzy dostali mieszkania.

Zbiórka na rzecz Ukrainy. Na zdjęciu JS 1909 Pluton 3 Chełmno, wiceburmistrz Piotr Murawski (od lewej) i pracownicy kamienicy Grudziądzka 36, wśród nich pan Szymon (drugi od lewej) (fot: arch. WspółpracujeMY)

Postawiliśmy na indywidualność

110 uczestników, 58 płatnych staży, 60 kursów zawodowych, 4 mieszkania aktywności społecznej, 2 ogrody społeczne, warsztat społeczny, sklep społeczny, warsztaty rękodzielnicze, dodatkowo (poza projektem, ale wykonana przez zespół) zbiórka darów dla Ukrainy.

- To wszystko to ogrom wysiłku, efekt współpracy wszystkich specjalistów - mówi Monika Kierzkowska, koordynatorka projektu. - Do projektu zatrudnieni byli: psycholog, psychoterapeuta, doradca zawodowy, coach, specjalista do spraw wychodzenia z kryzysu bezdomności, specjalista do spraw ogrodnictwa, budownictwa, majsterkowicz. Trzeba podkreślić, że nasze działania nie odbywały się na zasadzie: to nie jest zakres moich obowiązków, tylko my się uzupełnialiśmy. Jak trzeba było wieczorem wspierać kogoś z uczestników w mieszkaniu, to ktoś z nas szedł, a i zawsze znalazł się ktoś drugi, kto mówił: nie będziesz szła sama. To był najlepszy zespół, jaki mogłam sobie wymarzyć - dodaje.

Rozmawiamy o efektach, o tym, że zostały przekroczone początkowe założenia (projekt miał mieć 100 uczestników i 17 osób miało podpisać umowy o pracę, podpisały 22) i o tym, że pojawiła się możliwość zapewnienia dalszego wsparcia w mieszkaniach aktywności.

- Wpadliśmy na pomysł, żeby mieszkania przejęło wraz z zamieszkującymi stowarzyszenie Ludzie - Ludziom - mówi Kierzkowska. - Będą mogli startować w otwartym konkursie na dotację z urzędu miasta, co pozwoli na prowadzenie w tych miejscach pracy socjalnej z osobami w kryzysie bezdomności - wyjaśnia.


W jednym z takich mieszkań żyje z synem pan Tomasz. W innym pan Zbigniew (aktualnie jest w szpitalu). 20 lat mieszkał na ulicy. W projekcie trafił na staż w Chełmińskim Domu Kultury. Został animatorem kultury, bo kiedyś dorabiał jako klaun.

Jak skutecznie wspierać tak dużą grupę osób, z różnymi życiowymi problemami i z różnym potencjałem? - Kluczowe było to, że postawiliśmy na indywidualność - mówi Kierzkowska. - Co do zasady w projektach społecznych wprowadza się spotkania grupowe, a my postawiliśmy na indywidualność, u nas każde spotkanie z psychologiem z coachem, z doradcą zawodowym było face to face, to były prywatne rozmowy - wyjaśnia.

Wiceburmistrz Chełmna Piotr Murawski, dobry duch przedsięwzięcia, podkreśla, że prowadzący włączali się w każdy etap aktywizacyjnych prac. To był sposób na zachęcenie tych, których do działania trzeba było motywować.

- Hej, my dajemy radę, my pracujemy, działamy, chodźcie z nami. Kadra projektu wspólnie z uczestnikami tworzyła ogrody społecznie i pracowała na każdym etapie, pokazując: my jesteśmy równi wobec siebie i wszyscy możemy działać - mówi Murawski.

Towarzyszenie i wspieranie, a nie gotowy plan
Michał Lewandowski pracował w projekcie na stanowisku doradcy zawodowego i coacha. To on miał za zadanie doprowadzić uczestnika do odbycia stażu i przejścia kursu zawodowego.

- Do moich zadań należało prowadzenie indywidualnych spotkań, podczas których, po przeprowadzeniu diagnozy sytuacji zawodowej, tworzyłem z uczestnikiem indywidualny plan działania - mówi.

Czy wszyscy współpracowali?

- Zdecydowana większość uczestników była chętna do współpracy, zmotywowana i zaangażowana we wspólne działania. Zdarzały się osoby, które nie były do końca przekonane do udziału w projekcie, wtedy było trochę trudniej.

Mówi, że największym sukcesem były sytuacje, kiedy udało się zaktywizować osoby długotrwale bezrobotne lub takie, które nigdy nie pracowały.

Pani Angelika i pan Szymon dadzą radę?

- Odbywali staż w urzędzie miasta i byli obecni w projekcie nie tylko jako uczestnicy, ale też jako pracownicy, spędziliśmy razem dużo czasu, wiele razy pokazali że są pracowici i zaangażowani w podejmowane działania, jestem przekonany, że dadzą radę! Mam nadzieję, że każdy uczestnik da radę. Projekt dawał pewne możliwości i zapewniał nasze wsparcie, jednak ostatecznie wszystko zależało od tego, czy ktoś zechce z tego skorzystać. Moja praca polegała bardziej na towarzyszeniu osobie i wspieraniu w podejmowanych działaniach niż na oferowaniu gotowego planu, dlatego tak ważny był tutaj aspekt współpracy.

Trzeba być konsekwentnym, ale i być człowiekiem


Milena Wyszyńska była w projekcie specjalistką ds. wychodzenia z kryzysu bezdomności. Czego wymagali jej podopieczni?

- Na pierwszym miejscu wsparcia w postaci dachu nad głową, wyposażenia mieszkań w podstawowe rzeczy niezbędne do egzystencji. Kolejnym krokiem było zmierzanie w kierunku ich usamodzielnienia się przez organizację staży, w których brali udział, co dało im na początek odrobinę niezależności finansowej i z drugiej strony świadomość odpowiedzialności za powierzone im mieszkania.

Przyznaje, że bywały sytuacje trudne, ale zaznacza, że projekt zakładał wychodzenie z kryzysu bezdomności. Dlatego właśnie trzeba było motywować ludzi do samodzielnego działania, bez dawania gotowych rozwiązań. Chwali pana Tomasza.

- Jestem bardzo zadowolona ze współpracy z nim. W projekcie radził sobie świetnie. Współpraca z całym zapleczem specjalistów przyniosła oczekiwane efekty w postaci szybkiego usamodzielnienia się.

Zaznacza, że motywacja jest bardzo ważna.

- Zaangażowanie i chęć podejmowania wyzwań sprawiały, że pan Tomasz nie szukał wymówek a sposobów. Ma bardzo dobrą i bliską relację z synem. Jego dobro jest dla niego priorytetem. Wiem, że dzięki projektowi ich marzenie o wspólnym zamieszkaniu się spełniło.

Główną przeszkodą i najtrudniejszym przeciwnikiem w przypadku wychodzenia z kryzysu bezdomności jest alkohol.

- Uzależnienie to choroba psychiczna, która sprawia, że ludzie czują się puści i samotni. To próba zachowania dobrego samopoczucia – do czasu, a później osłabia zdolność do samokontroli.

Wyszyńska zaznacza, że współpraca to podstawa. Potrzeba choć minimum, by próbować coś zmienić. Współpracując z człowiekiem wychodzącym z kryzysu bezdomności, trzeba być konsekwentnym, stanowczym, nie dawać taryf ulgowych, ale jednocześnie należy nie zapominać, że należy być człowiekiem i że każdy jest inny.

Podczas realizacji projektu WspółpracujeMY w Chełmnie (fot: arch. WspółpracujeMY)


Grudziądzka 36 jest dla wszystkich


WspółpracujeMY to pierwszy społeczny unijny projekt Urzędu Miasta Chełmna (rozpoczęty w szesnastym roku obecności Polski w Unii!).

- WspółpracujeMY ma tak wiele modułów, że nie można wskazać jednej osoby, która wymyśliła ten projekt - mówi Murawski. - Była tutaj idea fundacji Nova Forte, która chciała rozpocząć działania dotyczące osób w bezdomności, dużo inspiracji Lokalnej Grupy Działania, szczególnie Ani Cyrklaff, dyrektorki LGD, która ogromną pracę wykonała, rzucając pomysły, zarażając optymizmem i przekonując, że jest możliwość rozwoju, pozyskania środków i realizacji dobrych rzeczy dla mieszkańców naszego miasta. I miałem swój udział tutaj również ja, który spiąłem te pomysły w jeden spójny projekt. Zakładał on aktywizację społeczną i zawodową mieszkańców Chełmna i co dla mnie ważne, również pilotaż projektu wyjścia z kryzysu bezdomności [dziś już wiadomo, że na kontynuację tego ostatniego działania pójdzie część pieniędzy z tzw. kapslowego, bo niemal 100 proc. osób w kryzysie bezdomności ma problem alkoholowy - red.] - wyjaśnia.

Z potencjału projektu, zrealizowanego w trudnym czasie pandemii i po niej (marzec 2021 - sierpień 2022), miasto będzie korzystało jeszcze przez lata. Bo to zmiany w ludziach: tych zaangażowanych w jego napędzanie i realizację, i w samych uczestnikach. Doświadczenie zespołu, które będzie można wykorzystać przy innych projektach. Budowanie współpracy pomiędzy instytucjami - urząd miasta, urząd pracy i MOPS, co podkreśla Michał Lewandowski. I tworzenie wizerunku Grudziądzkiej 36, jako miejsca dla wszystkich, różnorodnego, co szczególnie podkreśla Murawski.

RÓŻNORODNOŚĆ JEST TRUDNA, RÓŻNORODNOŚĆ JEST WARTA ZACHODU


Unijne miliony wydane na zabytkową kamienicę - z ok. XIV-XV wieku, w Chełmnie (remont kosztował 5,2 mln zł, z czego 3,9 mln zł to dofinansowanie z Unii) procentują, bo to teraz Chełmiński Inkubator Organizacji Pozarządowych. Ładne miejsce jest bezpiecznym dla różnorodności. Sprawia, że ludzie z różnymi życiowymi bagażami chętnie tam przychodzą. Przebywając w godnych warunkach, w ważnym dla miasta punkcie, w którym odbywają się wystawy, spotykają się urzędnicy, gdzie zaglądają turyści, czują się dobrze i przekonują się, że każdy jest normalny.

Wielu pukało się w głowy, gdy okazało się, że to w kamienicy będzie centrala projektu WspółpracujeMY, na który poszedł kolejny 1 mln zł unijnych pieniędzy z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego na lata 2014-2020.

Czas pokazał, że różnorodność jest warta zachodu. Nie jest łatwa, bo wymaga skupienia, otwarcia, współpracy, ale warto w nią inwestować.

Już głosowałeś!

Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.118.119.229

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.
×

Niezbędne pliki cookie

Te pliki cookie są niezbędne do działania strony i nie można ich wyłączyć. Służą na przykład do utrzymania zawartości koszyka użytkownika. Możesz ustawić przeglądarkę tak, aby blokowała te pliki cookie, ale wtedy strona nie będzie działała poprawnie. Te pliki cookie pozwalają na identyfikację np. osób zalogowanych.

Zawsze
aktywne

Analityczne pliki cookie

Te pliki cookie pozwalają liczyć wizyty i źródła ruchu. Dzięki tym plikom wiadomo, które strony są bardziej popularne i w jaki sposób poruszają się odwiedzający stronę. Wszystkie informacje gromadzone przez te pliki cookie są anonimowe.